Zaskoczeni działkowcy stają w obliczu groźby kar za nielegalne korzystanie z wody. Czy legalizacja studni to jedyne rozwiązanie?

Propozycja nałożenia surowych kar za nielegalne pobieranie wody z małych studni, zlokalizowanych na terenie ogrodów działkowych, spotkała się ze zdumieniem i krytyką ze strony użytkowników działek. „To musi być dowcip”, skomentował tę sytuację jeden z nich. Rząd planuje podjąć środki przeciwko użytkownikom tzw. „abisynek” – niewielkich studzienek, które były powszechnie budowane w przeszłości.

Rozpowszechnienie tych studni datuje się na poprzednie dekady, a ich powstanie najczęściej finansowane było przez zakłady pracy dla pracowniczych ogródków działkowych lub przez lokalne władze. Działkowcy często korzystali i nadal korzystają z nich jako jedynego źródła wody do nawadniania ogrodów.

Zgodnie z prawem, właściciel gruntu może bezpłatnie pobierać wodę z ujęcia znajdującego się na jego terenie, pod warunkiem, że ilość ta nie przekroczy 5 metrów sześciennych na dobę. Jednakże problem polega na tym, że działkowcy nie są prawowitymi właścicielami działek, które zazwyczaj (choć nie jest to regułą) są własnością gminy. W związku z tym nie mają prawa do bezpłatnego pobierania wspomnianych 5 m3 wody. Urzędnicy coraz częściej zapowiadają, że zamierzają egzekwować ten dotychczas martwy przepis.

Właścicieli ogrodów działkowych może więc czekać deszcz surowych kar. Istnieje możliwość rozwiązania tego problemu poprzez legalizację studni, jednak to wiąże się z dużymi kosztami. „To wydatek rzędu co najmniej 7 tys. zł”, mówi Kazimierz Chmiel, działkowiec z Cieszyna i wieloletni członek Okręgowego Zarządu Śląskiego Polskiego Związku Działkowców.