Wymagająca akcja ratunkowa na Babią Górę: Niewłaściwie ubrany mężczyzna znaleziony na skraju hipotermii

Niesłychanie wymagającą akcję ratunkową, trwającą aż cztery godziny, przeprowadzili w górach ratownicy GOPR. Zauważyli oni podczas rutynowego patrolu mężczyznę, który wybrał się na Babią Górę w krótkich spodenkach, lekkiej czapce i niewysokich obuwiach. Mężczyzna, leżący w śniegu i bliski utraty przytomności, był na granicy trzeciego stopnia hipotermii.

Zdarzenie miało miejsce poprzedniego dnia o godzinie 14:00. Jak informują ratownicy z GOPR, mężczyzna był ubrany jedynie w lekkie ubrania: krótkie spodenki, cienką czapkę i niewielkie rękawiczki oraz niskie buty. Korzystając z posiadanych przez siebie sprzętów, rozpoczęli oni natychmiastowe działania mające na celu utrzymanie funkcji życiowych poszkodowanego turysty. Rozstawili namiot ratunkowy i założyli punkt cieplny.

Natychmiast wezwano wsparcie z Markowych Szczawin. Po dwóch godzinach przystąpiono do transportu turysty, który został zabezpieczony termicznie. Przewieziono go przez Przełęcz Brona, po czym opuszczono za pomocą technik linowych do tak zwanej „biwaku Zapałowicza”. Następnie skuterem z przyczepą przewieziono go na Markowe Szczawiny i ostatecznie karetką GOPR do Zawoi Markowej. Tam został on przekazany zespołowi ratownictwa medycznego.

Cała akcja ratunkowa zajęła niemalże cztery godziny, a w jej przeprowadzeniu brało udział 15 ratowników. Ratownicy GOPR zauważyli, że choć stają na straży bezpieczeństwa turystów i nie oceniają ich zachowań, to jednak w tym przypadku muszą podkreślić nieodpowiedzialność mężczyzny, której konsekwencją mogło być utratą życia.

Mężczyzna ten wybrał się samotnie na Babią Górę, nie poinformował nikogo o swoim wyjeździe i nie posiadał dodatkowego ubioru czy sprzętu, który mógłby mu pomóc się ogrzać. Warunki pogodowe były skrajnie niekorzystne: panował drugi stopień zagrożenia lawinowego, padał śnieg, niżej marznący deszcz, silny wiatr, widoczność była ograniczona. Mimo że posiadał przy sobie telefon, prawdopodobnie zmarznięcie powodowało, że nie mógł wezwać pomocy. Ratownicy dowiedzieli się, że mężczyzna ten był doświadczonym „morsem” i odwiedzał szczyty górskie w tym stylu już od dłuższego czasu.